Nie robię zapraw na zimę. Jeśli jem ogórki to są one wynikiem darowizny od kogoś co robi... Nie, że nie umiem, ale nie za bardzo ma czas, wenę, ochotę i na to wszystko co pozwala spędzić czas nad wekowaniem, smażeniem, żelowaniem, upychaniem... Ale umiem zamrozić :) kupić, umyć, pociąć i zamrozić... Najczęściej są to owoce ale bywa też papryczka, która potem trafia do sosu pomidorowego albo rozgrzewającej zupy warzywnej... To moje ulubione jedzenie - sos pomidorowo - cukiniowo - paprykowy z dodatkiem ziół.
Wiem, że to super nudny wpis, ale papryka tak pięknie wyglądała jak ją "zaprawiałam"..., nawet odcięte części są malownicze dla mnie.
pozdrawiam
Samo zdrowie!!!! Papryczki ogniste to cud natury.
OdpowiedzUsuńMam autorski pomysł na chili które bardzo lubię:) Latem tnę na kawałki i zalewam ledwo słoną zalewą, pasteryzuję. Kiedy mnie najdzie ochota lub okoliczność to otwieram słoiczek, zawartość mieszam z kostką fety i na stół. Pychota na imprezke. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńPieknie wygladają, tylko szkoda że one takie ostre hihi :D
OdpowiedzUsuńRacja! Są piekne:-)
OdpowiedzUsuńWcale nie nudny, wręcz przeciwnie - ognissssty!!!!
OdpowiedzUsuńFaktycznie-papryczki są cudne!
OdpowiedzUsuńOgniste fotki zrobiłaś:)))A jak tam pogoda? U nas skwar na maxa!!!
OdpowiedzUsuńPada...zimno...czy to lato...:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam sobotnio:)
OdpowiedzUsuń