W domu mam tak rodzinę nauczoną, że owoce leżą i czekają aż ktoś po nie sięgnie... Czekają i czekają, aż mogą się nie doczekać... A najczęściej czekają aż ja umyję, zmiksuję, obiorę, potnę lub zrobię coś innego i podstawię pod... No ale jak mówią bliscy tak nauczyłaś... Prawda i przyznam, że pracując zawodowo lubię rozpieszczać jak już jestem w domu moich domowników. Więc dzisiaj było mycie w ciepłej wodzie, mało obierania, krojenie, miksowanie.... a młody wziął na siebie pokrojenie krajalnicą - lubi to robić...
Pozdrawiam i polecam jeśli ktoś tak samo wychował swoje skarby :))
U mnie jest dokładnie tak samo - i czasami się złamię i wetknę trochę witamin prosto do buzi :-) inaczej się nie da :-)
OdpowiedzUsuńU nas 3 razy w tygodniu,wyciskamy świeże soki:)) Samo zdrowie,pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńU mnie owoce stoją na stole i po prostu znikają... ale lubię soki z naturalnych owoców :))))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnam to dobrze. U nas nazywa sie to talerz pyszności. Obieram, kroję i podstawiam pod nos. Tylko z córą opijamy się koktajlami na potęgę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco
Skąd ja to znam?:) Mam tak samo:)
OdpowiedzUsuńU mnie Młody pożera owoce w każdej ilości. Za to M. nie zauważyłby, że są jakieś, nawet jakby się o nie potykał ;)
OdpowiedzUsuń