
Do ostatnich dni Starego Roku działaliśmy w temacie budowlanym i właśnie NOWY DOM był głównym tematem naszej Sylwestrowej domówki. Znajomi, którzy nam towarzyszyli mają nowy dom, ale okupiony sporym i długoletnim kredytem, który lekko, ale comiesięcznie przez dobre 20 lat będzie im zatruwał zamieszkiwanie. Ale nie o kredytach...

Sylwester nie miał myśli przewodniej... Powód był prozaiczny, mimo nadgodzin liczonych w tygodniach musiałam być sporo czasu w pracy, a potem w markecie budowlanym i czasu na wykwintne dania już mi nie starczyło. Ale upiekłam chleb świeży, zrobiłam masło czosnkowe, sałatki, szaszłyki, koreczki, deskę serów i wędlin i takie tam szampany ( tzn. wina musujące) bladoróżowe nam towarzyszyły. Dookoła biegały dzieci, które raczyły się kolorowymi sokami i swoimi smakołykami. Było jak na domówce przystało po domowemu ale z dużą ilością światełek, lampionów...
A wczoraj- tzn. 3 grudnia odwiedził nas ksiądz z kolędą. Akurat proboszcz, który już w wiatrołapie zapytał o leżące tam pod sufit kartony z płytkami i lekko się zmartwił jak się dowiedział, że planujemy przeprowadzkę do sąsiedniej parafii :). Też odradzał kredyt, mówił, że dla wielu parafian to wielka zmora i powód rozpadu rodzin...

Dzisiaj sobota, spędzę ją na ogarnianiu naszego domu. A po poniedziałku pozbędę się świątecznych klimatów i może wzorem blogowych koleżanek udam się po hiacynty. Kupię je by zaklinać tą dziwną pogodę. pierwszy raz od wielu lat nie marzę o zimie. Powód prozaiczny- jak będzie zimno to będziemy musieli częściej opalać naszą budowę :)
Pozdrawiam was z bezsenności, która dopada mnie czasami... Jest 3.24 :)